niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 14 - You're so wonderful

Muzyka do rozdziału


Posadziłem ją w samochodzie i jakoś udało mi się opanować jej bezwładne kończyny. Wziąłem głęboki oddech. Ja tu miałem być silny. Ona nie może, więc ja muszę. Zamknąłem za nią drzwi i zająłem swoje miejsce. Pocałowałem jej policzek. Musiałem. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie do cholery dobrze. Ruszyłem, powtarzając to jak mantrę. Co ja powiem dzieciom ? Mamusia usnęła i dlatego w jej ciele praktycznie nie ma życia ? To nie ma jebanego sensu. Dlaczego mnie to spotyka? Wiem, że wyrządziłem jej krzywdę. To była kara, tak? Ja chyba pójdę dzisiaj do kościoła. Tonący brzytwy się chwyta. Na szczęście moja mama gdzieś ich zabrała. Położyłem ukochaną żonę na kanapie przed kominkiem. Okryłem jej ciało kocem i czuwałem całując jej dłonie. Mój anioł. Bóg nie powinien mścić się na niej. Odbiera matkę dzieciom. Dlaczego nie zabierze mnie ? Ona by sobie beze mnie poradziła. Znalazłaby dobrego męża. Miałaby wszystko. Dzieci bardziej są przywiązane do niej. 
- Harry?- usłyszałem jej słaby głos.
- Tak kochanie?
- Musze zrobić dzieciom i Tobie obiad.
- Gdzie? Nie żartuj sobie ze mnie Summer.
- Na pewno jesteś już głodny.
- Mam ręce kochanie. - Odgarnęła mi loki z czoła i lekko się uśmiechnęła.
- Oddam ci to serce. Ty będziesz żyć - powiedziałem zdesperowany.
- Przestań... mam swoje.
- I ono ma bić.
- Bije dla Ciebie i naszych cudownych dzieci... to wszystko to kara za to, że byłam złą żoną.
- Summer do cholery - warknąłem. - Nie pieprz. Nigdy nie byłaś złą żoną. Nie użalaj mi się tutaj. Dobra? Ja zawaliłem na całej linii.
- Oboje zawaliliśmy.
- Nie. Ty nie.
- Skradnij całusa od Baby. - uśmiechnęła się delikatnie. Jest niemożliwa. Oddałem uśmiech i ją pocałowałem. Powoli usiadła. Chyba odzyskuje czucie w mięśniach.
- Leż mała.
- Nie chcę.
- Ale ja chcę.
- Chcę pić. - przyniosłem jej wody w szklance. Pomogłem jej wypić i wyprosiłem żeby nie wstawała. Włączyłem telewizor i poszedłem zrobić obiad. Przygotowałem coś co lubią wszyscy z nas. Nie gotuję tak źle. W sumie to również dzięki żonie. Dawniej często razem gotowaliśmy. Zaniosłem ukochanej spaghetti i pilnowałem czy wszystko zjadła.
- Coś jeszcze byś chciała? - spytałem.
- Żebyś zjadł i się ze mną położył.
- Położę, ale muszę posprzątać.
- Najpierw zjedz.
- Za chwilkę.
- Harry bo mnie zdenerwujesz. - Pocałowałem ją w czoło i wziąłem talerz. Zjadłem swoją porcję i poszedłem do żony. Położyłem się z nią. Cały świat w ramionach. Chciałem ją schować i przed wszystkim obronić. Ale nie umiałem. To było niewykonalne. Zamknąłem oczy chowając się w jej włosach. Głaskałem jej brzuch. Powoli odpłynęła. Wsłuchany w jej spokojny oddech płakałem jak dziecko błagając Boga, żeby jej pomógł. Ona musiała dać radę. Mogę być chory. Mogę umrzeć w najgorszych bólach. Poczułem małą rączkę na mojej, leżącej na brzuchu żony. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Alexa. 
- Cześć synku. Mama śpi - wyjaśniłem mu.
- Dlaczego mamusia jest chora ? - zapytał cicho siadając na dywanie. 
- Mamusia nie jest chora. Ona po prostu jest osłabiona skarbie.
- Mamusia nie może mnie zostawić.. - zaczęła mu drżeć broda. Alex rzadko kiedy płacze. Jak już płacze słyszy go pół dzielnicy. 

- Skarbie spójrz na mnie. Mamusia cię nie zostawi  kochasz ją przecież. - Wyciągnął do mnie rączki i się rozpłakał. O Boże. Wstałem i wziąłem go na ręce. Wyszliśmy z salonu.
- Chcę do mamusi ! - krzyczał w moją koszulę.
- Cicho - powiedziałem. - Alex nie możesz płakać, bo mama poczuje się gorzej.
- Kto mnie będzie kochał jak mamusia mnie zostawi ? - pociągał noskiem. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Kochanie ja cię kocham. Wszystkich was kocham. Jesteście moim światem, ale mama nas nie zostawi.
- Ty mnie nie kochasz tak jak mama.. Mama się o mnie troszczy i mnie często przytula, a ty nie.
- Kocham cię tak. Po prostu nie miałem czasu. Przepraszam. - Przytulił się i dopiero po jakimś czasie uspokoił. Kołysałem go i całowałem po włosach.
- Pójdziemy do mamusi ? - spytał już spokojny. 

- Tak - kiwnąłem głową i weszliśmy do salonu. - Moja żona siedziała na kanapie z moją mamą, a Darcey bawiła się na dywanie. Postawiłem chłopca na ziemi i patrzyłem jak biegnie do matki. Od razu posadziła go na kolanach. Przytulił się mocno. Córka wzięła mnie za rękę. Moja perełka. Pocałowałem ją w czoło. Jak ja mam sobie poradzić? Zaprowadziła mnie do zabawek. Jasne. Dawno Kenem nie byłem. Usiadłem z nią i zaczęliśmy się bawić. Alex do nas dołączył, czego nigdy nie robi. Zrozumiałem, że on tak jakby właśnie daje mi drugą szansę. Musiałem się postarać. Nie chciałem jej zmarnować. Bawiłem się z dwójką równocześnie. Sunny obserwowała nas delikatnie się uśmiechając. Nigdy się tak nie bałem jak teraz o nią. W każdej chwili mogło się coś stać. Mogła zasłabnąć, albo..Zamknąłem oczy i wypuściłem powietrze z płuc. Nie. Takiej opcji nie ma. Nie będę o tym myślał. To jedynie mnie dobijało. Denerwowało.
- A kto da mamie buziaka ? - powiedziała moja ukochana. Wszyscy troje rzuciliśmy się w jej stronę. 
 Ucałowałem jej usta, Alex policzek, a Darcey drugi. Potem ich wszystkich przytuliłem. Dzieciaki zgłodniały więc poszedłem zagrzać im obiad. Nakarmiłem dwójkę. Mama oczywiście nie wyjechała. Musiała mi pomóc. Cieszyłem się, że tutaj jest. Zabrała ich do ogrodu, żeby się jeszcze trochę pobawili, a ja usiadłem z żoną na tarasie. 
- Jak się czujesz? - złapałem jej dłoń.
- Jest okej. - zapewniła mnie. Pokiwałem jedynie głową. Miałem ochotę dobrze się upić i zapomnieć o problemach. Ale nie mogę. Muszę tu być przy mojej żonie. Do domu ktoś wszedł. Wstałem i poszedłem sprawdzić, ale zostałem przybity do ściany.
- Umrze, a cię zajebię gnoju - warknął Zayn. 
- Wypierdalaj stąd zanim Cię zobaczy. Zrozumiałeś kurwa ? Nie twoja sprawa i nic Ci do tego. 
- Moja. Wróciła do ciebie i znów cierpi. czy ty tego nie widzisz? Jesteś jej nieszczęściem. Chodzącym kurwa pechem.
- Dobrze ze przy Tobie taka szczęśliwa była.
- Na pewno nie umierająca.
-  Zamknij się.  Ona nie umiera. - odepchnąłem go czując rosnącą we mnie złość.
- Nie. Zdycha. Jesteś skurwysynem i to ty powinieneś umrzeć.
- Nie umrze. Jasne ? Wypierdalaj stąd śmieciu. 
- Nie przedstawiaj się. - Nie mogłem się powstrzymać i mu zajebałem. Oczywiście zapluł krwią, ale mi oddał rzucając mnie na komodę. Złapałem go za koszulę i wyrzuciłem z domu. - Nie chce Cię tu więcej widzieć.
- Nie jesteś jej wart - syknął.
- Być może jednak nadal jest moją żoną, a Ciebie ma gdzieś.
- Zniszczyłeś ją - dodał i odszedł. - Sprzątnąłem krew i poszedłem do żony.
- Chyba pójdę do sklepu po jakieś ciasto - powiedziałem.
- Dlaczego kochanie  ? Zostań ze mną. Twoja mama obiecała, że zrobi szarlotkę. Co Ci się stało ? - wstała i dotknęła małego rozcięcia na mojej wardze. Machnąłem ręką i pocałowałem ją w czoło. Poszedłem z nią na huśtawkę.
- Ładny dzisiaj dzień prawda ? - oparła głowę o moje ramię. 
- Bardziej zwracam uwagę na ciebie niż na pogodę. - Uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech sprawił, że byłem szczęśliwy. Przytuliłem ją mocno do siebie. Moja kochana.
- Dobrze się czuję po tym zastrzyku. Mam ochotę na spacer po ogrodzie. 
- Lepiej nie - powstrzymałem ją.
- Tylko kawałeczek. Proszę. 
- Chodź - pomogłem jej. Objąłem ją i trzymałem blisko swojego ciała. Jakby miała się rozpłynąć w moich ramionach. W każdej chwili mogła upaść. Stracić siły. Położyłem ręce na dole jej pleców.
- Mam niedobór pieszczot. - pożaliła się. 
- Niestety teraz tak będzie Summer - powiedziałem stanowczo. - Nawet o tym nie myśl.
- Chciałam tylko całusa. Dużo całusów.. 
- Może dwa - pocałowałem ją. Oddała to z zaangażowaniem. Ale nie zamierzałem się zdradzać. Też miałem granicę. Potem schowała się w mojej szyi i kazała zanieść do dzieci. Tak więc zrobiłem. Matka do dzieci.
- Tatuś popatrz. - usłyszałem mojego synka. Przez chwilę nie wiedziałem dlaczego wskazuje na niego, ale jak zobaczyłem błysk, a potem usłyszałem grzmot wiedziałem wszystko. Szybko zabrałem rodzinę do domu. Zamknąłem drzwi. Wtedy dopiero zaczęło mocno padać. Odwróciłem się do rodziny i zacząłem śmiać. Summer stała trzymając dzieci za ręce i wszyscy patrzyli na mnie dużymi oczami. Wszyscy boją się burzy. 
- No przecież jesteśmy w domu. Nic nam nie grozi. To nasza forteca. - Alex przyniósł puzzle zrobione ze zdjęcia naszej rodziny. Usiadł na dywanie i je rozsypał. Patrzył na nas wyczekująco, aż do niego dołączymy. Usiedliśmy obok niego. Darcy między moimi nogami i układaliśmy. Nawet nie wiem kiedy burza się skończyła. Dobrze się z nimi bawiłem. Mama przyniosła nam jeszcze ciepłą szarlotkę. Nakarmiłem Alexa. Smakowało mu. Darcy też się upominała, a żona to wszystko obserwowała z lekkim uśmiechem. 
- Może już się położysz Sunny?
- Chcę się położyć z Tobą. 
- Dzieci nie śpią.
- - Jesteś pewny ? - spojrzała znacząco na dywan. Jedno i drugie już przysypiało. Wywróciłem oczami i zaniosłem maluchy do łóżek. Kiedy poszedłem do sypialni to już na mnie czekała. 
- Śpią - powiedziałem.
- Przytul mnie kochanie. - Tak właśnie uczyniłem. W ogóle mogę jej nie puszczać.
- Wiesz co mnie cieszy ? - spytała nadal się uśmiechając. 
- Co takiego?
- Mam pewność, że jak mnie zabraknie to dacie sobie beze mnie radę.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 13 - I’m sorry if I say I need ya But I don’t care, I’m not scared of love

Lou ma wystarczająco dużo problemów. Nie potrzebnie narzucam mu swoje. Westchnąłem i wsiadłem do samochodu. Przydałoby się jechać do szpitala, odwiedzić malucha i Eleanor. Po pracy wezmę rodzinę. Tak zrobiłem. Po pracy pojechałem do szpitala. Odnalazłem sale, gdzie leżała Eleanor. Przywitałem się z nią i spojrzałem na brata trzymającego małą dziewczynkę na rękach.
- Jak ma na imię ?
Coffe <3
- Coffy.- na szczęście do Eleanor podobna. Posiedzieliśmy z nimi chwile, ale w obawie o żonę zabrałem rodzinę do domu.  Odpoczęła sobie w łóżku. Z dziećmi ja się bawiłem. Potem ich umyłem i położyłem spać.  Dwa aniołki szybko zasnęły. Wziąłem prysznic i poszedłem do mojej żony. Leżała pod kocem przytulona do mojej poduszki. Patrzyła na ogień tańczący w kominku.  Położyłem się obok i ją przytuliłem. Ale ciepła. Ułożyła dłoń na moim nagim torsie. Nic nie mówiła. Wyglądała na bardzo zamyśloną.
- Wiesz o tym, że oddam ci serce jak będzie potrzeba?
- Nie mów tak.
- To prawda.
- Wiesz co mnie zastanawia ? Zawsze jak rodzi się dziecko, to ktoś umiera. Jestem ciekawa, czy za Coffe umrę ja..
- Nie wymyślaj. - Westchnęła i pocałowała mnie w policzek. Wstała z łóżka i wyszła z sypialni.
Zgadywałem, że poszła do dzieci. Słyszałem jak po cichu rozmawia z Alexem, a potem schodzi na dół.  Usiadłem na łóżku i westchnąłem. Nie jest za dobrze. Przyniosła do sypialni butelkę wody i dwie tabletki, a potem znów poszła do naszego syna.  To jest synek mamusi i córeczka tatusia.
Słyszałem, że daje mu buziaka i wróciła do mnie. Położyła się obok. Przytuliłem ją.
- Wiesz co ? - zaśmiała się.
- Co, kochanie?
- Choroba, problemy, a ja myślę tylko o tym, żeby się z Tobą kochać.
- Nie możesz..- pocałowałem jej włosy.
- A tam.. - wtuliła się w moją szyję .
- Kochanie - zaśmiałem się położyła się na moim torsie. Moja mała.  Jeździłem rękoma po jej plecach.
- I przez Ciebie jestem już mokra.
- Nie pomagasz.
- Tylko raz.. - zamruczała przygryzając płatek mojego ucha. Obróciłem nas i ją pocałowałem.
Wplotła palce w moje włosy. Zdjąłem z niej bluzkę. Byłem napalony jak szczeniak. To mogła być ostatnia okazja chociaż nie chciałem tak myśleć. Pozbyłem się jej majtek i założyłem prezerwatywę.
O Boże. Jak dobrze było być w niej. Rozkoszowałem się jej bliskością.  Miałem ją całą dla siebie przez noc. Rano obudziły mnie dzieci.  Kochane maleństwa. Sunny nie było w łóżku. Robiła dla nas śniadanie. Co za kobieta. Nie może siedzieć bezczynnie. Od razu do niej poszedłem.
- Jak się czujesz mała ?
- Okej. - powiedziała i postawiła na stole parujące jajka z bekonem. Moje ulubione.
- Dziękuję. Jutro kogoś zatrudnię.
- Co ? Po co ?
- Żeby ci pomogła.
- Nie potrzebuję pomocy. - wzięła Alexa na ręce.
- Nie będziesz nic robić. - Bez słowa usiadła przy stole z synem na kolanach. Karmiła go, sama jedząc. Zjadłem, nakarmiłem Darcy i musiałem jechać. Chciałem pocałować żonę, ale się odsunęła,
- Za co ty się obrażasz, co?
- Nie chcę nikogo obcego w moim domu.
- Nie będziesz nic robić. Jedynie wychowywać dzieci. - Pokiwała głową i poszła na górę. Pojechałem do pracy. Trzeba dać ogłoszenie. Martwiłem się, bo żona się zdenerwowała.  A nie mogła. Miała być spokojna. Wyszedłem trochę wcześniej z firmy i poszedłem kupić jej kwiaty.  Nie chciałam, żeby się gniewała. Pod domem zauważyłem samochód Louisa.  A ten tu po co? Wszedłem do środka. Cisza. Od razu się przestraszyłem.
- Summer?
- Summer śpi. - powiedział Louis. Zadzwoniła do mnie po 10, że źle się czuję i czy mogę przyjechać do dzieci, bo do ciebie dodzwonić się nie mogła.
- To dobrze - mruknąłem. - Znaczy nie. Jezu. - Poszedłem na górę i zajrzałem do żony. Leżała na łóżku i oglądała telewizję.
- Hej mała - postawiłem wazon na szafce z kwiatkami.
- Cześć.
- Jak się czujesz? - Wzruszyła ramionami i sięgnęła po wodę.
- Lepiej, gorzej?
- Tak samo
- Dużo mi to nie mówi.
- Teraz jest okej. - usiadła. Usiadłem obok i pocałowałem jej dłoń.
- Obiad jest w piekarniku.
- Dobrze. - Znów przytuliła się do poduszki. Nadal zła.
- Nie mam do ciebie siły.
- Co znowu ?
- Masz odpoczywać.
- Nic nie robię.
- No to nie bądź zła, że chce sprzątaczkę.
- Rób co chcesz.
- A ty będziesz zła. To nie jest wyjście
- Chce żyć normalnie. Póki jeszcze żyje.
- Summer - ostrzegłem. - Nie mów tak. - Wzięła leki i spojrzała na drzwi. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Co?
- Darcy. - szepnęła a po chwili już słyszałem płacz córki. Wstałem i pobiegłem do małej. Przecież była z Lou.
- Mama umrze ! - ryczała na całego.
- Kto ci tak powiedział? - wziąłem ją na ręce.
- Mama tak Tobie powiedziała.
- Mama żartowała słoneczko.
- Nie prawda.
- Nie wierzysz mi?
- Nie..
- Nie okłamałbym mojego aniołka - pocałowałem ją w czoło.
- Mama umrze..- wtuliła się we mnie i płakała.
- A kochasz ją?
- Bardzo
- To jak ją bardzo kochasz to nie umrze. Jakbyś jej nie kochała, to by umarła.
- Tak ? To ja będę jeszcze bardziej kochać
- To dobrze. Najmocniej na świecie musimy ją kochać. - Przytuliła się i powoli uspokoiła. Odetchnąłem z ulgą i poszedłem do Alexa. Bawił się na dole z Louisem.
- Dzięki stary
- Polecam się. Spadam do moich dziewczyn. - pogłaskał Alexa i wyszedł.
- Tata ? Zrobimy mamie ciasteczka ? Może szybciej wyzdrowieje. - spytał mój syn.
- No...i może spalimy kuchnie - łaskotałem go. - To Kto pierwszy w kuchni?
- Ja ! - pobiegli oboje z Darcy. Pobiegłem za nimi. Alex sięgał po sok, ale jeszcze był za mały
Podałem mu picie. Małej mandarynkę. Naszykowaliśmy wszystko i razem przygotowaliśmy ciastka. - Oproszę. A co tu się dzieje ? - usłyszałem żonę.
- Mamy dla ciebie ciastka, mamo - powiedziała Darcy.
-Super skarbie. Dziękuję. - dała im po buziaku.
- To teraz musisz spróbować - podałem jej talerz.
- Dzięki. - usiadła obok Alexa. Oparłem się na blat i na nich patrzyłem. Sunny chyba odzyskała trochę siły.
- Harry, jutro mam pierwszy zastrzyk.
- Wiem..
- Pojedziesz ze mną ?
- Co to za pytanie.
- Może masz jakieś spotkanie czy coś.
- To nie ważne. - Uśmiechnęła się. Spojrzałem na mojego syna. Patrzył na nią jak na bóstwo
On naprawdę kochał ją tak bardzo mocno. Bez niej to ...nie damy rady.
- No co Alex ? - pogłaskała go po policzku Wszedł jej na kolana i dał buziaka. Darcy pociągnęła mnie za nogawkę. Wziąłem ją na ręce. Przytuliła się i po chwili spała. Poszedłem z nią na górę. Moja królewna. Żona przyniosła Alexa. Położyliśmy maluchy do spania, a żonę wysłałem pod prysznic. Ja posprzątałem kuchnię. Poinformowałem również sekretarkę, aby odwołała wszystkie spotkania do końca tygodnia. Też zasługuję na chwilę urlopu. Poszedłem na górę. Zaniepokoiła mnie cisza w łazience.
- Kochanie ? - zapukałem do drzwi. Nie dostałem odpowiedzi, ale po chwili drzwi się otworzyły. Podtrzymując się ściany wyszła, lecz po chwili osunęła się na ziemię. Zdążyłem ją złapać w ostatniej chwili. Zaniosłem ją do łóżka. Nie straciła przyjemności. Po prostu opadła z sił. To będzie się zdarzało coraz częściej. Dałem jej wody i czuwałem, aż zaśnie. Sam nie spałem najlepiej. Bałem się, że coś jej się stanie, że.. że mnie opuści. Próbowałem powstrzymać te pieprzone łzy, ale nie dałem rady. Jestem bezsilny. Mogę tylko dać jej pieniądze na leczenie i operację, ale to wszystko zależy od jej organizmu. Zasnąłem kiedy zaczęło się już przejaśniać. Mój sen trwał aż dwie godziny. Przygotowałem rodzinie śniadanie i zadzwoniłem po mamę, żeby zajęła się dziećmi. Zniosłem żonę na dół, a zaraz po niej maluchy. Razem usiedliśmy do posiłku. Humor miałem okropny, podobnie jak Sunny. Chciałem, żeby się uśmiechnęła. Pomogłem jej się umyć i ubrać.
- Harry nie musisz mnie tak pilnować. Czuję się już dobrze. - powiedziała połykając tabletki. Pogładziłem ją po policzku i pocałowałem. Wczoraj byłem przerażony. Bez niej sobie nie poradzę, a nowej żony w życiu bym nie pokochał. Summer nie da się zastąpić. Jest za dobra, żeby być zastąpiona. Kiedy przyjechała moja matka zabrałem żonę na zastrzyk. Lekarz ostrzegał, że po nim będzie słaba i będzie miała wiotkie mięśnie, ale nie sądziłem, że będzie aż tak źle. 

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 12 - Trouble, trouble..

Spojrzała na mnie, a w oczach miała łzy.  Była taka...ona właśnie się rozsypała na kawałki, a ja nie miałem zielonego pojęcia jak mam je pozbierać.
- Pani Styles, nie załamujemy się. Przepisałem już leki, jeżeli to nie zadziała będziemy operować. Mam nadzieję, że Pani się nie podda.  0 Summer nie odpowiedziała. Siedziała bezruchu, jakby nic do niej nie docierało. Oczywiście, że się nie podda. Musi być. Dla mnie. Dla dzieci.
- Panie Styles. - zwrócił się do mnie.
- Co? - spojrzałem na niego. - Chce mi pan powiedzieć "spoko, żartowałem?"
- Nie. Chcę Panu powiedzieć, że ona nie może się denerwować, męczyć, zero wysiłku fizycznego. Nerwy i złość tylko jej zaszkodzą. Żadnych używek.

- Naprawdę?! - wstałem. - Sam do tego doszedłem. Nie wiem jak pan to zrobi, ale ona ma wyzdrowieć. I radze zrobić wszystko - zmroziłem go wzrokiem. Objąłem dziewczynę i wyszedłem z nią. Nic nie mówiła, nie reagowała. Była rozbita. Kompletnie. Jak wtedy, kiedy zrobiłem jej krzywdę  A ja straciłem grunt pod nogami. Tak nagle. Brakowało mi powietrza. Ale przecież musiałem jej pomóc. Ona musiała z tego wyjść.
- Przytul mnie. - powiedziała tak smutno, że aż zaczęło padać. Zrobiłem to. Trzymałem mój świat w ramionach.
- Harry obiecaj mi, że jak umrę to Alex i Darcy będą szczęśliwi, a ty ułożysz sobie życie.
- Nie umrzesz, Summer?! Nie mów tak słyszysz? - potrząsnąłem nią. - Możesz się leczyć, mieć operacje. Dziewczyno, nie możesz tak myśleć ani się poddawać. Masz nas.
- Ja Cię tylko o to proszę. Że jeżeli mi się nie uda to będziecie szczęśliwi.
- Cicho. Nie mów tego. Ciii. - Wtuliła się we mnie. Kołysałem ją czując łzy na policzkach. Co to za pieprzona szkoła uczuć. Schowałem się w jej włosach. Ona mnie nie zostawi. Była dzielna. Potarłem rękoma jej plecy.
- Kocham Cię Harry. 
- Kocham Cię Sunny. - pomogłem jej wsiąść do auta i wróciliśmy do domu. Zaprowadziłem ją do łóżka i od razu podałem pierwszą dawkę leków. Zszedłem na dół i zacząłem przygotowywać posiłek. Myślałem o tym wszystkim co się teraz dzieje. Damy sobie radę ? Musimy. Boje się, że jej zabraknie, ale nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. 
- Proszę - usiadłem obok niej na łóżku i podałem talerz.  Uśmiechnęła się i wzięła posiłek.
 - Kiedy przywieziesz dzieci ?
- Wieczorem - pocałowałem ją w czoło. Pokiwała głową i zaczęła jeść.
- Jest dobrze?
- Tak, wieczorem zrobię ciasto.
- Nie.
- Dlaczego ?
- Leżysz.
- Hazz nie mogę ciągle leżeć.
- Masz rację. Nie możesz - pokręciłem głową.- Musisz.
- Harry. - pogłaskała mnie po policzku. Nie ma opcji. Jak będzie trzeba to zamknę ją w szklanej kuli.
- To tylko 30 minut
- Summer, ja wiem że czasem mówię nie wyraźnie, ale nie waż się wstać bez powodu, bo sam sobie coś zrobię. Jasne, skarbie?

- Kochanie ale ja tutaj zwariuje. - zrobiła smutne oczy a mi miękło serce. Przytuliłem ją.
- A nie masz jakiegoś innego zajęcia?
- Przecież to nie jest męczące.
- No dobra... - poddałem się. Uśmiechnęła się. 
- Zobacz. - otworzyła laptopa i pokazała mi suknie ślubną.
- Jaka piękna.
- Naprawdę ?
- Naprawdę, dla ciebie idealna.
- A weźmiemy ślub na tropikach na plaży ?
- Jak będziesz miała siłę.
- Mam. Znasz mnie. Nie lubię się nad sobą użalać.
- Wiem kochanie.
- Mamusia ! - usłyszałem Alexa
- Oho, już przyjechali - wstałem i poszedłem po dzieci. Od razu chcieli do mamy. Zaniosłem ich do niej. Mocno ich przytuliła. Nie mogłem mieć lepszej matki dla moich dzieci. Nie pozwolę, aby nas zostawiła. Choćbym miał jej oddać swoje serce. To ona będzie żyła, bo na to zasługuje.
Alex usiadł między moimi nogami. Dałem mu zabawkę. Louis musiał już pójść.
- Tata ! Zobacz.. - na laptopie wyświetliła się reklama psów.
- No tak, chcecie psa?
- Tak tatuś ! Tak ! - Darcy wskoczyła mi na szyję. 
- Ale mała... - jęknąłem.
- Tatuś.. 
- A kto się nim będzie zajmował? Jesteś za mała
- Mamusia..
-Mamusia nie może.
- Jak to ? Nami się opiekuje.
- Ale teraz źle się będzie czuła.
- Hazz. - upomniała mnie żona. Nie chciała, żeby dzieci wiedziały. - Rano pies będzie się załatwiał w ogrodzie, tym za domem, a po pracy będziesz zabierał go i dzieci na spacery.
- Super po prostu, bo ja nie mam żadnych obowiązków i potrzebuję psa. - Żona westchnęła i przytuliła Darcey.  Pocałowałem ich w czoła i wstałem. Wyszedłem z sypialni.Poszedłem zjeść. Serio byłem głodny.  Posprzątałem po sobie. Zatrudnię sprzątaczkę. W sumie to gosposię. Żona będzie miała jak księżniczka.  Nie będzie musiała gotować i sprzątać. Wróciłem do rodziny. Chciałem spędzać z nimi jak najwięcej czasu.  Teraz była na to okazja. Położyłem się i wziąłem Darcey na tors. Alex oglądał coś z Sunny na komputerze.  Był zadowolony i ciągle coś pokazywał. Zawsze przy matce jest zadowolony.
Jej nie mogło tak po prostu zabraknąć. Ja bym tego nie przeżył. Pocałowałem moją córeczkę w czoło. Przytuliła się i usnęła. Zamknąłem oczy i chwilę odpocząłem. Żona też się do mnie przytuliła. Pogłaskałem ją po włosach. Mój skarb. Moja rodzina. Tak bardzo mi ich brakowało. Teraz nie wyobrażałem sobie, że mogło ich zabraknąć. Dom nie mógł byś pusty.
Tak sobie usnęliśmy. Obudziłem się rano kiedy musiałem iść do pracy. Ugh.Wolne chcę.
Niall miał się zaopiekować moją rodziną Dobry z niego przyjaciel. Pożegnałem się z dziećmi i żoną i wyszedłem przed dom. Tam czekała na mnie niespodzianka. Louis.  Schowałem torbę z laptopem do samochodu i spojrzałem na niego. - Co tu robisz ? - spytałem spokojnie przyglądając się czy nie ma broni. Nie wiem czy mogę mu ufać.
- Chcę pogadać. - uniósł ręce w obronnym geście. 
- O czym ? - na serio nie wiedziałem o co mu chodzi. Tym razem też ma dla mnie jakąś złotą propozycję ? 
- Wiesz, że tego nie lubię i nigdy tego nie robię, ale przepraszam. Popełniłem błąd, bo uwierzyłem jemu. Teraz kiedy urodziło mi się dziecko po prostu zrozumiałem, że chcę, żebyś to ty był jej ojcem chrzestnym, żebyś to ty mnie wsparł. Wiesz, że wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Nigdy nie skrzywdziłbym Alexa ani Darcy. Również Summer. Jest kapitalną dziewczyną. Nie wiem czy nie popełniła błędu, że do Ciebie wróciła, bo świetnie radziła sobie sama. Zawsze uśmiechnięta, okaz zdrowia - poczułem tą gulę rosnącą w moim gardle. Moja mała Sunny. Zamknąłem na chwilę oczy. Muszę się uspokoić, bo chwilowo nie jestem w stanie mówić. - Stary, co Ci się dzieje ? Dobrze się czujesz ? 
- Gratuluję dziecka. - powiedziałem jak robot. Poczułem jego rękę na swoim ramieniu. - Dobrze się czuję, moja żona tylko umiera. - Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i pobiegł do środka. Nie mam już na nic siły. 

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 11 - Engagement

~Harry~

Wysiadłem z samochodu, zamykając automatycznie drzwi. Wybrałem najlepszy jubiler jaki mogłem. Teraz trzeba było zdecydować jaki pierścionek zakupić. Przeszedłem przez ulicę i wszedłem do sklepu. Zawsze kupowałem tutaj prezenty dla żony. Kiedy powiedziałem ekspedientce, że chodzi o pierścionek zaręczynowy, pobladła. 
- Czyli to jednak prawda, że pan się rozwiódł.. - powiedziała cicho i pokazała mi to, czym byłem zainteresowany. 
- Nie rozwiodłem się - spojrzałem na nią spokojnie, a potem przyjrzałem się różnym rodzajom biżuterii. Była ciekawa, ale głupio było jej zapytać. 
- Ten jest piękny. - Wziąłem do ręki pierścionek z białego złota z dużym brylantem. Sunny na pewno by się spodobał.
- Sądzi Pani, że żona przyjmie drugie oświadczyny ? - uśmiechnąłem się wyciągając portfel.
- Skoro zgodziła się pierwszy raz, to zgodzi i drugi - odparła. Zapłaciłem kartą, nie noszę przy sobie 20 tysięcy funtów. Było drogie. Ale moja żona jest najdroższa. Wstąpiłem obok do sklepu z zabawkami. Co ja dzieciom będę żałował. Czuję jakbym żył na nowo. Zadowolony, uśmiechnięty. Kupiłem im zabawki i pojechałem do pracy. Nawet na nikogo nie krzyczałem. Podziękowałem asystentce za kawę. Chciałbym zorganizować Summer wymarzone ferie w tym roku. Teraz wszystko się układało. O 15 pojechałem do domu, tak jak umawiałem się z żoną. Wieczorem Niall ma przypilnować maluchów.
- Tatuś ! Tatuś ! - usłyszałem od wejścia. 
- Jestem, jestem - zdjąłem marynarkę i wziąłem Alexa na ręce. Przytulił się mocno. Pocałowałem go w czoło. Był fajnie ubrany. Styl to ma po mnie. Darcey też przyszła. Księżniczka moja. Trzymała misia. Widocznie dopiero wstała, bo miała potargane kucyki. Wziąłem ją za rączkę i we trójkę poszliśmy do salonu.
- Cześć kochanie - powiedziałem do przestrzeni. - Darcy, gdzie mama słoneczko? 
 - Tam. - pokazała na kuchnię.
- Jak zwykle. To idziemy. Alex dreptaj - postawiłem go obok. Pobiegł pierwszy. Usłyszałem śmiech żony kiedy wpadł w jej nogi. Posadziłem Darcey na kuchennej wyspie, dałem miśka, a kobietę przyciągnąłem i pocałowałem.
- Hej kochanie.
- Hej mała, idziemy dzisiaj na łyżwy - oświadczyłem, uśmiechając się do niej.
- Dzieci są za małe. Nie umieją jeździć na łyżwach. 
- Dzieci zostają z wujkiem Niallem - rozłożyłem ręce do syna i dałem mu zabawkę.
- Dziękuję. - powiedział grzecznie. Pokazałem na policzek, uśmiechając się do niego. Miałem świetny humor. Dał mi buziaka.
- Mój maluszek. - Uśmiechnął się tylko i poszedł pokazać Sunny zabawkę. Summer podała obiad. Wziąłem ją na kolana i nakarmiłem.
- Jedz. Na pewno jesteś głodny.
- Jak dobrze znów cię tu mieć. - Pocałowała mnie w policzek i wstała do Darcy. Zjadłem obiad, który przygotowała. Wyśmienity. Potem dałem dzieciom prezenty. Były radosne, co też mnie cieszyło. Zadowolony usiadłem z żoną. Objąłem ją ramieniem i patrzyłem na jej profil. Taka piękna jak jest uśmiechnięta. Beztroska. Zayn by na nią nie zasługiwał. Zresztą ja też. Chciałbym już zawsze widzieć tylko uśmiech. Pocałowałem ją w skroń.
- W co ja się dzisiaj ubiorę ?
- W coś wygodnego kochanie.
- Ładnie i wygodnie. - pokiwałem głową z aprobatą. - A to jakaś okazja ? - zaprzeczyłem gestem. Uśmiechnęła się i wstała. Podszedł do mnie Alex. Wziąłem go na kolano. Był podobny do mnie, ale i do Summer.
- Tatuś spać. - powiedział trąc oczka.
- Oczywiście skarbie. Bajka czy śpiewamy? - podniosłem się z nim.
- Spać. - przytulił się zamykając oczy.
- To śpiewamy - poszedłem z nim na górę i zanuciłem jego kołysankę. Szybko zasnął. Alex to anioł. Pocałowałem go w czoło i ustawiłem niańkę. Wyszedłem z pokoju mojego synka, ale wtedy usłyszałem huk aż domem zatrzęsło. Kazałem Summer zostać w środku i wyszedłem przed dom. Nikogo nie było obok mojego spalonego mercedesa. Wróć..spalonego?! Tylko, że paczka malboro leżąca obok zdradziła sprawcę. No zajebie. Ja mam mieć ugodę z nim? Przecież on robi wszystko, żebym go zabił.
- Harry - usłyszałem żonę a za chwilę poczułem jej delikatne dłonie na moich ramionach. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Jestem kurwa spokojny jak kurwa baranek.
- Nie daj się sprowokować. Proszę.
- Oczywiście. Tylko niech zapomną o zgodzie. On, Louis i cała reszta - powiedziałem nad wyraz spokojnie.
- Niall i Liam są po naszej stronie.
- Do domu -odwróciłem się i zadzwoniłem po straż. Niech to zabiorą. Posłusznie zrobiła co powiedziałem. Po godzinie miałem czysty trawnik. Ale chętnie bym go zmusił żeby sam to sprzątal. Wróciłem do domu, aby się przebrać. Niall miał niedługo przyjechać. Summer zamknęła się w łazience, a ja szybko zmieniłem koszulę oraz spodnie. Chciałem się już oświadczyć. Żeby znów była moja. Drugi ślub. Nowy początek życia. Miałem nadzieję, że się zgodzi. To potwierdzenie naszych uczuć.Razem na zawsze i na wieczność.
- Sunny skarbie, jesteś gotowa? - podszedłem do drzwi.
- Tak. Już. - Wyszła z łazienki w legginsach i koszulce. Na wierzchu miała kamizelkę z futerka.
- Cudownie - wziąłem ją za rękę i sprowadziłem na dol. Włosy splotła w warkocza.
- Ładnie ? Podobam Ci się  ? - w odpowiedzi ją pocałowałem. Auto musiałem od Nialla pożyczyć, bo moje nie w domu. Zabrałem maleńką na łyżwy, a po udanej zabawy na kolację, do restauracji, na którą napadłem w dniu, kiedy się poznaliśmy. Jedliśmy posiłek rozmawiając o pierdołach, ale w końcu musiałem przejść do sedna sprawy. Podałem jej złożoną równo kartkę.


Wiem, że nigdy nie lubiłaś tych zmarszczek wokół oczu, gdy się uśmiechasz
Nigdy nie lubiłaś swojego brzucha ani swoich ud
Dołeczków na twoich plecach u dołu twojego kręgosłupa
Ale ja będę kochał je bez końca
Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
My tylko się starzejemy kochanie,
i myślałem o tym ostatnio.
Czy to kiedykolwiek wpędzało cię w szaleństwo,
Tak szybko jak zmienia się noc?
Wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłaś,
Znika, kiedy się budzisz,
Ale nie ma się czego bać,
Nawet, jeśli noc się zmienia,
Nigdy nie zmieni mnie i ciebie.
Uśmiechnęła się i wzięła mnie za rękę. 

Zsunąłem się z krzesła i uklęknąłem. 
- To wszystko co chciałem powiedzieć napisałem na tej kartce. Chcę to odbudować. Nasz dom, nasze małżeństwo. Baby, zgodzisz się zostać moją żoną raz jeszcze? - Zakryła usta dłońmi, a potem zaczęła wiercić się w ten śmieszny sposób jak zawsze kiedy jest podekscytowana. Uśmiechnąłem się i wsunąłem rękę do marynarki, aby wyjąć pierścionek.
- Oczywiście, że tak. - Nasunąłem na jej dłoń kolejny pierścionek i pocałowałem. Czułem się jak za pierwszym razem. Tak samo szczęśliwy i spełniony jako mężczyzna. 
- Weźmiemy drugi ślub - szepnąłem.
- Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. - pocałowałem ją jeszcze raz i powoli poszliśmy do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu. Cieszyłem się jak nastolatek. Powoli jechałem do domu. Byłem taki inny niż ostatnio. Uśmiechałem się. Nic mnie nie przybijało. 
- Wiesz, myślałem trochę i może poczekajmy jeszcze parę miesięcy z dzieckiem? - wziąłem ją za rękę już parkując. Wyłączyłem silnik. - Nie chcę znów wpaść w schemat. - Pokiwała tylko głową nic nie mówiąc. Cały czas patrzyła na pierścionek jakby z niedowierzaniem. Jest przemęczona i wygląda na chorą. 
- Źle się czujesz, Summer? - spytałem niepewnie.
- Od dłuższego czasu Harry. 
- Czemu mi nie powiedziałaś? Byłaś u lekarza?
- Byłam. To pewnie znowu brak witamin czy coś takiego. Jutro mam odebrać wyniki. 
- Pójdę z tobą. - Pokiwała głową i wysiadła z samochodu. Schudła. Znowu. Westchnąłem. Teraz to byłem przybity. Wszystko będzie dobrze. Jeżeli będzie trzeba załatwię jej najlepszych lekarzy. Stać mnie na to. Dlatego zawsze chciałem być bogaty. Żeby mieć wszystko. Dostęp do wszystkiego. Objąłem ją ramieniem i zaprowadziłem do domu. Dzieci spały. Niall spał. Spokój i cisza. Żona poszła pod prysznic, a ja napisałem Louisowi o tym co zrobił Zayn.  "To po której stronie stoisz?"
Nie odpisał mi. Położyłem Baby spać, a sam wziąłem kąpiel. Tylko niech się nic nie komplikuje. Niech będzie dobrze. Dołączyłem do małżonki bojąc się jutra. Miałem złe przeczucia. Nie mogłem spać. Z samego rana zawiozłem dzieci do mojej siostry, a potem z żoną pojawiłem się u lekarza.
 - Summer martwię się - przyznałem.
- Harry będzie dobrze. Musimy w to wierzyć. - położyła dłoń na mojej, na swoim udzie. Pokręciłem głową. To wcale nie pomagało. Lekarz zaprosił mnie do środka, a ja już po jego minie widziałem, że jest źle. Nie wiedziałem tylko jak bardzo. 
- Dobrze, że jest pan z żoną. - powiedział i usiadł. 
- Wcale nie jest dobrze. Co jej jest? -byłem gotów ich wszystkich pozabijać. Moja mała...
- Pani Styles, ma pani zapalenie mięśnia sercowego. - Nie wiedziałem kto bardziej zbladł..Ona czy ja? O Boże..

Obserwatorzy