niedziela, 22 lutego 2015

Informacje

Kochani wyjeżdżam i niestety nie zdąże dodać nowego rozdziału. Pojawi się w środę/czwartek xx <3

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 15

- Gówno prawda.
- Wiesz, że bardzo Cię kocham i nigdy nie przestanę. Nawet jeżeli nie będzie nie tutaj, obok zawsze będę się Wami opiekowała.
- Gówno prawda - powtórzyłem i wstałem. Wyszedłem na balkon.
- Hej.. Nie mówię, że tak będzie. Chcę tylko, żebyś wiedział, że jestem obok. - położyła dłonie na moich ramionach.
- Nie będę tego czuł, więc takie gadanie nie ma sensu. Masz być tu. Przy nas. A nie kurwa w niebie.
- Jestem. Wyjdę z tego. Dzięki Tobie.
- Nie dam rady bez ciebie. - wybuchnąłem. Nie wytrzymałem.
- Kochanie... Błagam nie.. Bądźmy silni. Oboje.
- Summer - objąłem ją mocno.
- Harry. - wtuliła się w moje ramiona. - Mój ukochany Harry.
- Nie możesz mnie zostawić - szlochałem jak dziecko.
- Nie zostawię. Nigdy.
- Obiecaj..
- Obiecuję. - pocałowała moją dłoń kilka razy.  Nie mogła..przecież ja się zabije.
- A jak to wszystko będzie już za nami, to pojedziemy gdzieś tylko we dwoje i przez tydzień nie wyjdziemy z łóżka. - całowała moją brodę, bo wyżej nie dostała.
- Tak - szepnąłem. Nie mogła..Zaniosłem ją do domu. Było zimno. Położyliśmy się do łóżka. Nie chciałem jej wypuścić z ramion nawet na sekundę. Tak zasnęliśmy. Ja wtulony w nią, ona we mnie.
Tak też się obudziłem. Z aniołem. Jeszcze spała. Pocałowałem ją. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie.
- Musisz wziąć leki.
- Wiem.. Dzień dobry.. - usiadła i przetarła oczy.
- Dobry - pocałowałem jej ramię.
- Mój piękny. - pocałowała mój policzek.
- Moja piękna.
- Witajcie piękni. - spojrzałem na mamę stojącą w drzwiach. Podała nam tacę ze śniadaniem.
- Dzięki - powiedziałem. Przecież mnie wyręczyła.
- Jadę z dziećmi do centrum a potem do zoo.
- W porządku.
- Tylko grzecznie mi tu. - Uśmiechnęła się do nas i poszła. Opadłem na poduszki. Patrzyłem jak dziewczyna je.
- Jedz mężu.
- Nie jestem głodny. Ty jedz.
- Za Sunny ? - podała mi zapiekankę.
- No dobra - zacząłem jeść. Grzecznie wzięła leki i poszliśmy się razem wykąpać. Umyłem jej drobne ciało. Odwdzięczyła mi się tym samym.  Potem pomogłem jej się ubrać i wysuszyć włosy.
Muszę dzisiaj jechać do pracy. Trochę ogarnąć w firmie. Żona zrobiła dla mnie kawę i zapakowała mi trochę szarlotki.
- Nie ma dzieci, więc masz leżeć - powiedziałem. Dobrze, że sprzątaczka była, to w razie czego zadzwoni.
- Spokojnie.
- Pewnie - mruknąłem. Pocałowałem ją i wyszedłem. Wypuściłem głośno powietrze i wsiadłem do samochodu. Dlaczego wszystko musi być takie trudne ? Nie ma jakiejś instrukcji do tej gry, nazywanej życiem? Pojechałem do firmy. Od razu zasypali mnie masą papierów.  Naprawdę? Z kim ja pracuję. tu nikt sobie nie radzi. Może wrobię Louis'a na to miejsce. Dam mu zgodę na podpisywanie. Ta, bo on się nadaje. Jak najszybciej zrobiłem co do mnie należy. Poukładałem to wszystko. Sekretarka jest od segregatorów. Ja nie zmieniałem profesji. Pojechałem do sklepu zrobić zakupy. Kupiłem dla żony świeże owoce i warzywa. Najlepsze wędliny, naturalne soki. Nigdy nie byłem skąpy, nie mam powodu. Stać mnie.  Skoro mam pieniądze, to z nich korzystam. w końcu nie ukra...Dobra zmieńmy temat. Zapakowałem to wszystko do auta.
- Siema. - usłyszałem Louisa.
- Cześć - zamknąłem bagażnik.
- Co słychać? - zapytał. Uśmiechnąłem się widząc, że trzyma gerbery i pieluchy. Typowy tatuś.
- W porządku. Radzisz sobie?
- Jakoś dajemy radę. Wpadniemy dzisiaj na urodziny Alexa.
- Własnie miałem cię zaprosić - uśmiechnąłem się. Cholera.
- Zapomniałeś. - kto jak kto, ale on za dobrze mnie zna.
- Mam inne problemy na głowie.
- Nie przejmuj się niczym, wujek Louis i wujek Niall, który jeszcze o tym nie wie, wszystkim się zajmą. Zrobimy mu przyjęcie w waszym ogrodzie dobra ?
- Dzięki - odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej tyle.
- Polecam się. To ja jeszcze wrócę do tego sklepu. - uśmiechnął się i zostawił zakupy w swoim aucie. Zniknął w budynku.  Tort. Zabawki. Chociaż to muszę ogarnąć. Najpierw zawiozę to co mam. Od wejścia coś niesamowicie pachniało.
- Summer, nie ma cię w kuchni prawda? 
- Nie.. - usłyszałem niewinne.
- Prosiłem - westchnąłem.
- Chodź zobacz.. - wzięła mnie za rękę  Podszedłem i zobaczyłem co dobrego przygotowała.
Otworzyła lodówkę  i pokazała mi tort jaki zrobiła dla naszego syna
- Cudowny. Musiałaś nieźle się napracować.
- Trochę. Na obiad zrobiłam Twojego ulubionego kurczaka. Kochanie,a kupiłeś mu coś ?
Tort Alexa <3

- Nie, jadę odebrać. Tylko przywiozłem zakupy. Możesz już się położyć?
- Nie jestem zmęczona.
- Summer.
- Harry.
- O czym wczoraj rozmawialiśmy? A właśnie. Więc idziesz do łóżka i nie wychodzisz póki nie wrócę. Zamknę cię w pokoju jeśli to ma pomóc.
- Jeju, ale ty dramatyzujesz. To dzień mojego synka. Nie będę robiła z siebie ofiary. Wzięłam leki, czuje się dobrze.
- Tak dramatyzuje. Już mi nosem leki wychodzą - wziąłem znów kluczyki i pojechałem po prezent. Denerwuje mnie to. Dlaczego ona nie umie słuchać ?  Martwię się o nią. Cały czas.
Nie miałem pojęcia co kupić synowi.  Puzzle? Samochody? Klocki? Kupiłem wszystko. Wróciłem do żony. W domu było dziwnie cicho.
- Summer?
- Co ? - usłyszałem z salonu.
- Jestem.
- Fantastycznie. - słyszałem, że pociąga nosem. Płacze. Poszedłem do niej.
- Co się stało?
- Krzyczysz na mnie, jesteś niemiły..
- Nie krzyczałem na ciebie. - usiadłem obok. - Jestem zdenerwowany, a nie niemiły. Mogłabyś słuchać, bo wychodzę z siebie. Nie rozumiesz, że się martwię?
- A ty rozumiesz, że ja nie mogę cały czas leżeć? Wszystko robiłam na siedząco. Zapytaj się sprzątaczki jak mi nie wierzysz.
- Nie będę się nikogo pytał. Najchętniej to bym cię zamknął w szklanej kuli - zaśmiałem się sucho. - Niestety takowej nie posiadam.
- A ja chcę żyć normalnie. Dzisiaj chcę się cieszyć z czwartych urodzin mojego dziecka.
- Dobrze. - Wytarłem jej policzki i położyłem głowę na jej kolanach.
- Już nie płacz - uśmiechnąłem się.
- To na mnie nie krzycz.
- Nie krzyczałem.
- Ale byłeś taki, jak ja nie lubię jak jesteś.
- Bo naprawdę mam dość leków.
- Ja również.
- No widzisz. - westchnąłem.
- Kiedy będą dzieci ?
- Za dwie godziny. - Pokazałem jej prezenty dla Alexa, a potem razem je zapakowaliśmy.
Będzie zadowolony. Spodoba mu się. Mój mały.
- Tatusiuu. - jakiś czas później usłyszałem Darcey.
- Cześć - poszedłem do dzieci. Jedno i drugie rozebrałem. Darcy pokazała mi małą rankę na paluszku.
- Daj tatuś pocałuje - cmoknąłem jej ranę
- A mama ? 
- Tu masz mamę - posadziłem ją na kolanach Summer. Żona również ucałowała jej paluszek. Alex już chodził smutny.
- Co taka mina solenizant? Więcej uśmiechu.
- Pamiętasz tata ? - no i jest uśmiech.
- Oczywiście, że tak - zacząłem go łaskotać. Śmiał się i machał rękami.  Pocałowałem go w nos i pogłaskałem po włosach.
- A będę miał tort ?
- Taki ogromny.
- To super. - pobiegł do matki. Poszedłem do ogrodu przygotować stół. Tam zastałem przyjaciół. Pomogłem im. Będzie świetnie. Potem zabrałem tam rodzinę. 
- I jak ci się podoba, Alex?
- Jest super.
- Cieszę się. - Dobrze się bawiliśmy. Nawet Sunny. Nikt nie mówił o chorobie i na chwilę o tym zapomniałem. Było tak rodzinnie. Alex był szczęśliwy. 
Summer tez. Dawno nie spędziłem tyle czasu z najbliższymi. Nawet Gemma pamiętała. Ten dzień mógł się nie kończyć. Wręcz idealny. Pożegnaliśmy gości. Odniosłem dzieci do łóżek a potem wziąłem na ręce żonę.
- Zmęczona? - spytałem.
- Nie bardzo. Jutro zastrzyk. - położyła mnie na łóżku i usiadła na moim torsie
- Jasne, pamiętam. Pocałowała mnie, zmysłowo poruszając biodrami.
- Summer - ostrzegłem.
- Mój twardziel.. - zamruczała mi wprost do ucha.  Obróciłem nas i położyłem ją. Właśnie. Trzeba być twardym. Zdjąłem z niej bluzkę, a potem spodnie. Wziąłem koszulkę nocną. Założyłem dziewczynie. Rękoma rozpiąłem stanik. Wziąłem ubrania i odłożyłem je na krzesło. Kiedy odwróciłem się przodem do mojej żony koszulka właśnie lądowała w rogu pokoju.
- Nie ma mowy. Albo pójdę spać na kanapie Summer. Kładziesz się spać - wziąłem swój t-shirt i jej naciągnąłem.
- Dlaczego nie ?
- Bo jesteś słaba, a ja nie mam zamiaru korzystać z tego, że nagle czujesz się lepiej. Śpij.
- Jasne. Rób ze mnie kalekę. - wtuliła się w poduszkę.
- Nie gniewaj się. Po prostu zrozum - pogłaskałem ją po włosach.
- Nie rozumiem.
- No to ja ci jaśniej nie wytłumaczę - rozebrałem się i ubrałem dresy.
- Chcę tylko się kochać z własnym mężem. To tak wiele ?
- Chcieć, a móc to różnica.
- Mogę. Tylko tobie się widocznie już nie podobam
- Podobasz. Nie gadaj głupot. Wiesz czemu ci odmawiam, więc nie wymyślaj bezsensownych argumentów.
- Chcę od Ciebie tylko trochę czułości.
- Ciągle ją dostajesz. Przytulam całuje, dbam.
- Chce się z Tobą kochać.
- Summer nie! - podniosłem głos już zdenerwowany. - Póki z tego nie wyjdziesz, nie możesz nawet chociaż trochę myśleć o tym.
- Świetnie. Więc poradzę sobie sama. - wstała i poszła do łazienki.
- Świetnie - wyszedłem z sypialni. Poszedłem na dół i napiłem się wody. Muszę się trochę uspokoić.  Nie chcę jej denerwować. Po prostu niech zrozumie. Poszedłem do sypialni i czekałem aż przyjdzie.  Przyjemność wcale nie jest teraz ważna. Nie było jej 30 minut. Potem przyszła trąc jeszcze czerwone od płaczu oczy.  Przykryłem ją, nie mając siły dyskutować na ten sam temat. W kółko i w kółko. Przytuliłem jej plecy do swojego torsu.
- Kocham cię Summer, zawsze będę. - Pokiwała tylko głową.

Obserwatorzy