Posadziłem ją w samochodzie i jakoś udało mi się opanować jej bezwładne kończyny. Wziąłem głęboki oddech. Ja tu miałem być silny. Ona nie może, więc ja muszę. Zamknąłem za nią drzwi i zająłem swoje miejsce. Pocałowałem jej policzek. Musiałem. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie do cholery dobrze. Ruszyłem, powtarzając to jak mantrę. Co ja powiem dzieciom ? Mamusia usnęła i dlatego w jej ciele praktycznie nie ma życia ? To nie ma jebanego sensu. Dlaczego mnie to spotyka? Wiem, że wyrządziłem jej krzywdę. To była kara, tak? Ja chyba pójdę dzisiaj do kościoła. Tonący brzytwy się chwyta. Na szczęście moja mama gdzieś ich zabrała. Położyłem ukochaną żonę na kanapie przed kominkiem. Okryłem jej ciało kocem i czuwałem całując jej dłonie. Mój anioł. Bóg nie powinien mścić się na niej. Odbiera matkę dzieciom. Dlaczego nie zabierze mnie ? Ona by sobie beze mnie poradziła. Znalazłaby dobrego męża. Miałaby wszystko. Dzieci bardziej są przywiązane do niej.
- Harry?- usłyszałem jej słaby głos.
- Tak kochanie?
- Musze zrobić dzieciom i Tobie obiad.
- Gdzie? Nie żartuj sobie ze mnie Summer.
- Na pewno jesteś już głodny.
- Mam ręce kochanie. - Odgarnęła mi loki z czoła i lekko się uśmiechnęła.
- Oddam ci to serce. Ty będziesz żyć - powiedziałem zdesperowany.
- Przestań... mam swoje.
- I ono ma bić.
- Bije dla Ciebie i naszych cudownych dzieci... to wszystko to kara za to, że byłam złą żoną.
- Summer do cholery - warknąłem. - Nie pieprz. Nigdy nie byłaś złą żoną. Nie użalaj mi się tutaj. Dobra? Ja zawaliłem na całej linii.
- Oboje zawaliliśmy.
- Nie. Ty nie.
- Skradnij całusa od Baby. - uśmiechnęła się delikatnie. Jest niemożliwa. Oddałem uśmiech i ją pocałowałem. Powoli usiadła. Chyba odzyskuje czucie w mięśniach.
- Leż mała.
- Nie chcę.
- Ale ja chcę.
- Chcę pić. - przyniosłem jej wody w szklance. Pomogłem jej wypić i wyprosiłem żeby nie wstawała. Włączyłem telewizor i poszedłem zrobić obiad. Przygotowałem coś co lubią wszyscy z nas. Nie gotuję tak źle. W sumie to również dzięki żonie. Dawniej często razem gotowaliśmy. Zaniosłem ukochanej spaghetti i pilnowałem czy wszystko zjadła.
- Coś jeszcze byś chciała? - spytałem.
- Żebyś zjadł i się ze mną położył.
- Położę, ale muszę posprzątać.
- Najpierw zjedz.
- Za chwilkę.
- Harry bo mnie zdenerwujesz. - Pocałowałem ją w czoło i wziąłem talerz. Zjadłem swoją porcję i poszedłem do żony. Położyłem się z nią. Cały świat w ramionach. Chciałem ją schować i przed wszystkim obronić. Ale nie umiałem. To było niewykonalne. Zamknąłem oczy chowając się w jej włosach. Głaskałem jej brzuch. Powoli odpłynęła. Wsłuchany w jej spokojny oddech płakałem jak dziecko błagając Boga, żeby jej pomógł. Ona musiała dać radę. Mogę być chory. Mogę umrzeć w najgorszych bólach. Poczułem małą rączkę na mojej, leżącej na brzuchu żony. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Alexa.
- Cześć synku. Mama śpi - wyjaśniłem mu.
- Dlaczego mamusia jest chora ? - zapytał cicho siadając na dywanie.
- Mamusia nie jest chora. Ona po prostu jest osłabiona skarbie.
- Mamusia nie może mnie zostawić.. - zaczęła mu drżeć broda. Alex rzadko kiedy płacze. Jak już płacze słyszy go pół dzielnicy.
- Skarbie spójrz na mnie. Mamusia cię nie zostawi kochasz ją przecież. - Wyciągnął do mnie rączki i się rozpłakał. O Boże. Wstałem i wziąłem go na ręce. Wyszliśmy z salonu.
- Chcę do mamusi ! - krzyczał w moją koszulę.
- Cicho - powiedziałem. - Alex nie możesz płakać, bo mama poczuje się gorzej.
- Kto mnie będzie kochał jak mamusia mnie zostawi ? - pociągał noskiem. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Kochanie ja cię kocham. Wszystkich was kocham. Jesteście moim światem, ale mama nas nie zostawi.
- Ty mnie nie kochasz tak jak mama.. Mama się o mnie troszczy i mnie często przytula, a ty nie.
- Kocham cię tak. Po prostu nie miałem czasu. Przepraszam. - Przytulił się i dopiero po jakimś czasie uspokoił. Kołysałem go i całowałem po włosach.
- Pójdziemy do mamusi ? - spytał już spokojny.
- Tak - kiwnąłem głową i weszliśmy do salonu. - Moja żona siedziała na kanapie z moją mamą, a Darcey bawiła się na dywanie. Postawiłem chłopca na ziemi i patrzyłem jak biegnie do matki. Od razu posadziła go na kolanach. Przytulił się mocno. Córka wzięła mnie za rękę. Moja perełka. Pocałowałem ją w czoło. Jak ja mam sobie poradzić? Zaprowadziła mnie do zabawek. Jasne. Dawno Kenem nie byłem. Usiadłem z nią i zaczęliśmy się bawić. Alex do nas dołączył, czego nigdy nie robi. Zrozumiałem, że on tak jakby właśnie daje mi drugą szansę. Musiałem się postarać. Nie chciałem jej zmarnować. Bawiłem się z dwójką równocześnie. Sunny obserwowała nas delikatnie się uśmiechając. Nigdy się tak nie bałem jak teraz o nią. W każdej chwili mogło się coś stać. Mogła zasłabnąć, albo..Zamknąłem oczy i wypuściłem powietrze z płuc. Nie. Takiej opcji nie ma. Nie będę o tym myślał. To jedynie mnie dobijało. Denerwowało.
- A kto da mamie buziaka ? - powiedziała moja ukochana. Wszyscy troje rzuciliśmy się w jej stronę.
Ucałowałem jej usta, Alex policzek, a Darcey drugi. Potem ich wszystkich przytuliłem. Dzieciaki zgłodniały więc poszedłem zagrzać im obiad. Nakarmiłem dwójkę. Mama oczywiście nie wyjechała. Musiała mi pomóc. Cieszyłem się, że tutaj jest. Zabrała ich do ogrodu, żeby się jeszcze trochę pobawili, a ja usiadłem z żoną na tarasie.
- Jak się czujesz? - złapałem jej dłoń.
- Jest okej. - zapewniła mnie. Pokiwałem jedynie głową. Miałem ochotę dobrze się upić i zapomnieć o problemach. Ale nie mogę. Muszę tu być przy mojej żonie. Do domu ktoś wszedł. Wstałem i poszedłem sprawdzić, ale zostałem przybity do ściany.
- Umrze, a cię zajebię gnoju - warknął Zayn.
- Wypierdalaj stąd zanim Cię zobaczy. Zrozumiałeś kurwa ? Nie twoja sprawa i nic Ci do tego.
- Moja. Wróciła do ciebie i znów cierpi. czy ty tego nie widzisz? Jesteś jej nieszczęściem. Chodzącym kurwa pechem.
- Dobrze ze przy Tobie taka szczęśliwa była.
- Na pewno nie umierająca.
- Zamknij się. Ona nie umiera. - odepchnąłem go czując rosnącą we mnie złość.
- Nie. Zdycha. Jesteś skurwysynem i to ty powinieneś umrzeć.
- Nie umrze. Jasne ? Wypierdalaj stąd śmieciu.
- Nie przedstawiaj się. - Nie mogłem się powstrzymać i mu zajebałem. Oczywiście zapluł krwią, ale mi oddał rzucając mnie na komodę. Złapałem go za koszulę i wyrzuciłem z domu. - Nie chce Cię tu więcej widzieć.
- Nie jesteś jej wart - syknął.
- Być może jednak nadal jest moją żoną, a Ciebie ma gdzieś.
- Zniszczyłeś ją - dodał i odszedł. - Sprzątnąłem krew i poszedłem do żony.
- Chyba pójdę do sklepu po jakieś ciasto - powiedziałem.
- Dlaczego kochanie ? Zostań ze mną. Twoja mama obiecała, że zrobi szarlotkę. Co Ci się stało ? - wstała i dotknęła małego rozcięcia na mojej wardze. Machnąłem ręką i pocałowałem ją w czoło. Poszedłem z nią na huśtawkę.
- Bardziej zwracam uwagę na ciebie niż na pogodę. - Uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech sprawił, że byłem szczęśliwy. Przytuliłem ją mocno do siebie. Moja kochana.
- Dobrze się czuję po tym zastrzyku. Mam ochotę na spacer po ogrodzie.
- Lepiej nie - powstrzymałem ją.
- Tylko kawałeczek. Proszę.
- Chodź - pomogłem jej. Objąłem ją i trzymałem blisko swojego ciała. Jakby miała się rozpłynąć w moich ramionach. W każdej chwili mogła upaść. Stracić siły. Położyłem ręce na dole jej pleców.
- Mam niedobór pieszczot. - pożaliła się.
- Niestety teraz tak będzie Summer - powiedziałem stanowczo. - Nawet o tym nie myśl.
- Chciałam tylko całusa. Dużo całusów..
- Może dwa - pocałowałem ją. Oddała to z zaangażowaniem. Ale nie zamierzałem się zdradzać. Też miałem granicę. Potem schowała się w mojej szyi i kazała zanieść do dzieci. Tak więc zrobiłem. Matka do dzieci.
- Tatuś popatrz. - usłyszałem mojego synka. Przez chwilę nie wiedziałem dlaczego wskazuje na niego, ale jak zobaczyłem błysk, a potem usłyszałem grzmot wiedziałem wszystko. Szybko zabrałem rodzinę do domu. Zamknąłem drzwi. Wtedy dopiero zaczęło mocno padać. Odwróciłem się do rodziny i zacząłem śmiać. Summer stała trzymając dzieci za ręce i wszyscy patrzyli na mnie dużymi oczami. Wszyscy boją się burzy.
- No przecież jesteśmy w domu. Nic nam nie grozi. To nasza forteca. - Alex przyniósł puzzle zrobione ze zdjęcia naszej rodziny. Usiadł na dywanie i je rozsypał. Patrzył na nas wyczekująco, aż do niego dołączymy. Usiedliśmy obok niego. Darcy między moimi nogami i układaliśmy. Nawet nie wiem kiedy burza się skończyła. Dobrze się z nimi bawiłem. Mama przyniosła nam jeszcze ciepłą szarlotkę. Nakarmiłem Alexa. Smakowało mu. Darcy też się upominała, a żona to wszystko obserwowała z lekkim uśmiechem.
- Może już się położysz Sunny?
- Chcę się położyć z Tobą.
- Dzieci nie śpią.
- - Jesteś pewny ? - spojrzała znacząco na dywan. Jedno i drugie już przysypiało. Wywróciłem oczami i zaniosłem maluchy do łóżek. Kiedy poszedłem do sypialni to już na mnie czekała.
- Śpią - powiedziałem.
- Przytul mnie kochanie. - Tak właśnie uczyniłem. W ogóle mogę jej nie puszczać.
- Wiesz co mnie cieszy ? - spytała nadal się uśmiechając.
- Co takiego?
- Mam pewność, że jak mnie zabraknie to dacie sobie beze mnie radę.